LKS Skrbeńsko nie mógł sobie wymarzyć lepszego startu w lidze. Nasza drużyna pokonała MKS II Czerwionka 9:0 (2:0).
Wiedzieliśmy już od dawna, iż głód piłki na Skrbeńsku jest bardzo duży. Nie tylko u naszych zawodników, którzy jak widać byli głodni goli i asyst lecz także kibiców, którzy bardzo licznie o nowej "starej" porze zasiedli z zielono-czerwoną flagą na trybunach. Jednym zdaniem, dzisiaj wszystko wyszło na plus. Ale zacznijmy od początku...
Wpisywanie się na listę obecności, dezynfekcja rąk, to niektóre z czynności, które z pewnością zaskoczyło fanów udających się na mecz. W woli wyjaśnienia, nie robimy tego dla siebie, takie są na dzień dzisiejszy wymogi i dziękujemy Wam wszystkim za dostosowanie się do nich.
Przenieśmy się już na boisko. Pierwsze momenty spotkania były nieco nerwowe. Zdeterminowana drużyna gości nie pozwalała nam na swobodę w środku pola. Nikt nie odstawiał nogi, co skutkowało kilkoma ostrymi spięciami. Na szczęście szybko objęliśmy prowadzenie. W 5 minucie swoją dobrą formę zdobyciem bramki potwierdził młody i z pewnością utalentowany Dawid Gamoń. Po tej bramce goście próbowali swoich sił jednak nasza formacja defensywna większość ataków zatrzymywała przed naszym polem karnym. Po 20 minutach gry Marcin Marcol wychodząc sam na sam z bramkarzem, został sfaulowany za co obrońca gości słusznie otrzymał czerwoną kartkę. Po tej sytuacji LKS powiększył przewagę co udokumentował golem autorstwa Sebastiana Nowaka kilka minut później. Do przerwy wynik nie uległ zmianie, a po zmianie stron zaczęła się prawdziwa kanonada. Pierwszy dublet w nowym sezonie ustrzelił były król strzelców tych rozgrywek Marcin Marcol. Po za naszą boiskową "9", tym samym popisał się Dominik Jędrzejkiewicz. Kolejną bramkę dołożył Dawid Gamoń. Na listę strzelców, po świetnej asyście ze skrzydła, wpisał się także Kamil Konewka. Strzelanie w tym meczu zakończył wprowadzony w drugiej połowie Bryan Przybyłek. Bramek w końcówce spotkania mogło być więcej, jednak naszym młodym zawodnikom, debiutującym w dorosłej piłce zwyczajnie zabrakło odwagi i zimnej krwi w polu karnym rywala. Ale jak to mówią "pierwsze koty za płoty" czy też "pierwsze śliwki robaczywki".
Nikt zatem, wracając do domu nie mógł narzekać na to co zobaczył przy Zielonej. Słyszeliśmy wiele odgłosów z trybun, że teraz to "obiad będzie smakował lepiej". Także cieszymy się bardzo, dziękujemy i zapraszamy na kolejne mecze. Za tydzień LKS uda się na niezbyt lubiany teren do Żor, by zrewanżować się Polarisowi za ubiegłoroczną porażkę. Natomiast za dwa tygodnie zobaczymy się ponownie przy Zielonej. 13 września przeciwnikiem zielono-czerwonych będzie Zryw Bzie.