Zielono-Czerwoni w meczu 5 kolejki B-klasy Rybnik przegrali na wyjeździe z liderującą Spartą Żory 0:5 (0:1).
"Jedziemy po zwycięstwo" – tak pisalismy na kilka dni przed tym spotkaniem. Wiadomo było, że o korzystny wynik w starciu z zdecydowanym faworytem całej grupy będzie bardzo ciężko. Ale nie chcieliśmy tego meczu przegrać już w szatni.
Nasz zespół wyszedł bardzo zdeterminowany. Dosyć odważnie weszliśmy w mecz, w pewnym stopniu zaskakując tym przeciwnika. Swoje szanse miał Dominik Jędrzejkiewicz czy Dawid Gamoń. LKS szukał okazji głównie po szybkich kontratakach. Gospodarze bardzo dobrze władali piłką, często zamykając nas na naszej połowie. Tego się jednak spodziewaliśmy już przed pierwszym gwizdkiem. Długo jednak nie potrafili stworzyć sobie stuprocentowych sytuacji do zdobycia gola. W 32 minucie rzut karny próbował wymusić grający trener Żorżan – Przemysław Brychlik, za co słusznie został ukarany żółtą kartką przez bardzo dobrze prowadzącego zawody sędziego Krzysztofa Milera. Kiedy myśleliśmy, że uda się dociągnąć bezbramkowy remis do przerwy, najlepszy na boisku Dawid Brych, w 41 minucie dał Sparcie upragnione prowadzenie. Nie potrafiliśmy już odpowiedzieć, na szczęście Spartanie też nie poszli za ciosem i do szatni schodziliśmy z minimalną stratą.
Po zmianie stron ponownie dało się zauważyć w naszych szeregach duże chęci do gry. Mogliśmy wyrównać za sprawą dobrej akcji Jędrzejkiewicza i Gamonia, niestety strzał tego drugiego bez problemu wyłapał golkiper miejscowych. Próbowaliśmy zagrać nieco odważniej ale szybko zostaliśmy za to skarceni w 65 i 71 minucie. Najpierw po ładnej akcji wynik podwyższył Brychlik. Trzeciego gola dla Sparty zdobył ponownie Brych, po naszym prostym błędzie w wyprowadzaniu piłki. Oczywiście duży wpływ na te błędy indywidualne miał intensywny wysoki pressing rywali do czego na co dzień nie jesteśmy przyzwyczajeni. Niestety po tej bramce nasza gra "siadała" coraz bardziej. Co gorsze, kilka podstawowych zawodników musiało opuścić plac gry narzekając na drobne urazy. Ostatnie piętnaście minut graliśmy już w bardzo eksperymentalnym zestawieniu. Mimo tego, w końcówce mogliśmy zdobyć gola honorowego. Gorzej było w defensywie. "Cierpieliśmy" coraz mocniej, a zespół nie tworzył już monolitu jaki oglądaliśmy chociażby przez godzinę gry. Na trzy minuty przed końcem, piłkę w siatce umieścił były zawodnik Unii Turza Śląska – Michał Gałecki. W tej sytuacji mieliśmy pretensje do sędziego liniowego, że bramka nie powinna zostać uznana. Po obejrzeniu powtórek, możemy jedynie zwrócić honor, Gałecki nie był na spalonym, a bramka padła prawidłowo. Wszyscy czekali na ostatni gwizdek. Niestety zanim to się stało Sparta trafiła po raz piąty. Ostatni cios zadał w 91 minucie Patryk Szymura.
Nasza misja Żory okazała się misją niemożliwą do spełnienia. Przeciwnik dobrze nas "wyskautował", skutecznie eliminując nasze największe atuty w ofensywie. Przekonaliśmy się na własnej skórze, że chodź gramy ze sobą w jednej lidze, Sparta z tym zestawieniem personalnym, mogłaby śmiało już rywalizować o przynajmniej dwie, trzy klasy wyżej. Pokazuje to również tegoroczna edycja Poltent Pucharu Polski, gdzie Spartanie są już w 5 rundzie i nadal nie powiedzieli ostatniego słowa eliminując po drodze zespoły z A klas czy "okręgówek".
Dziękujemy rywalom za całą otoczkę meczową i miłe słowa kierowane pod naszym adresem. Niestety, to jedyne małe pocieszenie tego weekendu. Nam wypada pracować dalej by przystąpić w jak najlepszej formie do kolejnych spotkań. Te już w następną sobotę, 5 października o 15.00 gdzie na Skrbeńsku gościć będziemy KS II Świerklany.
DS